Czasem warto podzielić sie w spomnieniami.
Niżej dwa teksty mieszkańca naszego osiedla – zapraszam do lektury.
Pies z fajką w zębach.
To były mroki okupacji hitlerowskiej. Rok 1944 był nadal rokiem terroru ale i klęsk armii hitlerowskiej. Niemcy tracą na wszystkich frontach około 10 procent własnej ludności. Nasza rodzina gnieździ się w jednej izbie na przedmieściach Turka. Jest nas 5 osób tj. ojciec, matka, mój starszy brat dziewiętnastolatek, ja mam blisko siedemnaście lat i najmłodszy brat, ma zaledwie 3 latka. Tego malucha rodzice zabawiają opowiadając mu bajki. Brak książek, więc opowiadają to co pamiętają, jak zapamiętali lub wymyślają coś nowego. A ten mały brzdąc słucha i dopomina się coraz więcej. Ojciec opowiada np. „Palił pies fajkę na długim cybuchu”, itd. W sąsiedztwie nie ma małych dzieci, nie ma się z kim bawić więc słucha.
Któregoś dnia zachodzi do nas stary Niemiec w kapeluszu w dłoni trzyma fajkę i co chwilę pyka z niej wypuszczając kółka dymu. Rozsiadł się i rozmawia, wypytuje skąd rodzice tak dobrze znają język niemiecki, pyta o przodków itd. Chodzi mu głównie o to czy w rodzinie byli Niemcy. W pewnym momencie pyta czy nie jesteśmy zainteresowani możliwością otrzymywanie lepszych kartek żywnościowych. On może nam to załatwić. Już wielu rodzinom to załatwił ale oni mieli w rodzinie Niemców. Uznano ich za Niemców w 50 lud w 25 procentach i dostali dużo lepsze kartki żywnościowe. Spełnia taką dobrą przyjazną rolę
Rodzice jednak wiedzą o co chodzi. W domu jest przecież dwóch chłopaków w takim wieku, że mogliby
zasilić szeregi armii hitlerowskiej – za dodatkową ‘pajdę chleba’. Armii potrzebne jest ‘mięso armatnie’
Chciałoby się dziada popędzić z domu ale natychmiast przychodzi refleksja. To obrazi szkopa i jak zareaguje. Czy nie spowoduje jakiejś reakcji typu aresztowanie, obóz koncentracyjny, rozbicie rodziny i wywiezienie w głąb Niemiec. Jak się wykręcić. Dziękują za wspaniałomyślną propozycję ale mają szereg obiekcji, są zaskoczeni, nie potrafią się zdecydować ….
W pewnym momencie braciszek cichutko pyta; czy ten pan to pies i spogląda na jego fajkę. Matka ledwo powstrzymuje wybuch śmiechu. Ale to dodaje im sił i pewności. Teraz rozmowa przebiega gładko i udaje się intruza spławić.
Jeszcze kilka dni niepokoju, czy nie będzie jakichś negatywnych reperkusji.
Zdarzenie to pewnie uległoby zapomnieniu gdyby nie jedno zdanie. „Czy ten pan to pies” – ten z bajki z fajką na długim cybuchu.
Tak rodzą się rodzinne wspomnienia i żyją przez wiele lat już w wolnym kraju, są przebłyskiem wesołości wśród morza smutnych, mrocznych wspomnień wojennych.
Zapisał Stanisław Sibilski.
2012 r.
Czytam książkę autorstwa Joshua Levine pt. „Bitwa o Anglię” Historia opowiedziana słowami uczestników obu stron konfliktu. Pomyślałem, że zebranie wspomnień osób , które żyły w tym okresie ale tylko docierały do nich wieści o bitwie byłoby ciekawym aneksem więc napisałem swoje wspomnienia.
Bitwa o Anglię… wspomnienie 12 to latka żyjącego w okupowanej Polsce. Lato 1940 roku. Z głośników rozbrzmiewał niemiecki marsz z refrenem: Und vir fahrem gegen Engelend! Engelend!!!
W Kaliszu na skarpie był żydowski cmentarz. Tam zabrała się grupka dzieciaków ze starymi miskami, kawałkami blachy i urządzili sobie zjeżdżalnie ze skarby. Taka dziecięca zabawa. Ale dzieciaki zaczęły śpiewać, przekrzykując hałas szurających blach po ziemi: Und vir fahrem gegen Engeland!
/wyruszamy przeciwko Anglii!/
Zabawę przerwało dopiero pojawienie się niemieckiego żandarma.
Niewinna zabawa a tak podnosiła na duchu!
Ze wspomnień St. S.